No to jeszcze pare zdjęć ode mnie:
Piękna pogoda i radosna jazda pugami po chyba jednej z najgorszych wyjazdówek z miasta:
Szybki zjazd do lasu:
No i juz prawie na miejscu:
Niektórzy nie wiedzieli na co się naszykować i jakie przeszkody przyjdzie pokonywać żeby się dostać do krainy garosa. Przezorny zawsze ubezpieczony, stąd i takie obuwie:
Jak widać Marin wybiegł z blaszaka żeby nas przywitać, ale Przemeq był szybszy i od razu pobiegł obziorać skład z myślą co by tu zszabrować:
Cała reszta grzecznie ustawiła się w kolejce do wizytacji:
Tutaj chwila wstrzymania oddechu podczas gdy Marin rozpakowuje zawartość magicznego kartonu którego myszy jeszcze nie zdążyły zjeść:
Tego nikt się nie spodziewał - przenośna latarka na dwie żarówki
A tutaj Wyczesane cabrio Robsona, wyjęte specjalnie spod prześcieradła na ten wyjazd. Raf zachwala Marinowi siedzenia w pojeździe. Ponoć siedzi się rewelacyjnie
OOO tak, jeszcze jeszcze:
Auto Robsona w ogóle było w centrum uwagi. Niektórzy nie mają w domu tak czysto jak on ma pod maską.
Przy okazji wyszło na jaw że nadgorliwość nie popłaca. Robson tak wypucował auto że zmył kod lakieru:)
Widok na sielską okolice. Na pierwszym planie pies w locie:
I jeszcze jeden widoczek:
Tak jak już ktoś wyżej napisał. Tam na prawdę gdzie by nie spojrzeć to walają się podzespoły z 205:
O co smakowitsze kąski trzeba jednak ostro rywalizować. Również z dzikimi bestiami:
Na koniec padł mit że przyjechaliśmy bezinteresownie i tradycyjnie ktoś coś Marinowi podprowadził:
Pozostało szybko załadować szaber do samochodu zanim zostanie się dopadniętym przez psa:
I zostawiliśmy biednego garrosika w blaszaku na długie zimowe dni. Oby szybko się jego los zmienił, bo to niewątpliwie skarb. Będziemy trzymać kciuki:
